Jak wiadomo Superliga upadła zanim powstała. Co prawda w zeszłotygodniowym felietonie przewidywałem, że na pewno nie wystartuje ona zgodnie z pierwotnym planem w sierpniu tego roku ani prawdopodobnie nigdy w takiej formie jak przedstawili to jej założyciele. Przytoczyłem też argumenty dlaczego nie będzie żadnej wojny z UEFA.
Nie przewidziałem jednak, że cały projekt rozleci się tak błyskawicznie i z aż takim hukiem, że totalnie nic z niego nie zostanie a po tygodniu o całym zamieszaniu już mało kto będzie pamiętał. Czyja to zasługa (jeżeli można nazwać to zasługą) – UEFA? Absolutnie nie. To spowodowali KIBICE! Nie przewidziałem, że opór kibiców i ich protesty będą aż tak ogromne. I tego przestraszyli się najbardziej członkowie – założyciele Superligi. Buntu kibiców i ewentualnego bojkotu (niekupowanie karnetów, koszulek itp.) czyli odpływu pieniędzy na wielką skalę, co jeszcze bardziej odbiłoby się na i tak mocno kulawych już klubowych budżetach).
Równocześnie niebywale śmieszy mnie ta cała aura jaka spadła na UEFA jako obrońcy romantycznego futbolu, przeciwstawianego komercji w sporcie. Wszyscy jakby nagle zapomnieli, że romantyczny futbol to skończył się ostatecznie na EURO ’92 (dla mnie to jest taka symboliczna granica) i to właśnie dzięki UEFA. Skończył się bo musiał się skończyć, taka była kolej rzeczy. Oczywiście trzeba było zachować zdrowy rozsądek w robieniu z piłki nożnej biznesu ale kto inny jak nie UEFA np. zafundowała przez trzy sezony idiotyczne dwie fazy grupowe Ligi Mistrzów, co spowodowało m.in., że na mundial w 2002 roku wielu znakomitych piłkarzy pojechało zupełnie wyprutych,co spowodowało sensacyjne odpadnięcia faworytów już w pierwszej rundzie. Czym UEFA się kierowała? Oczywiście chęcią zysku dlatego zarzucanie teraz tego samego twórcom Superligi jest czystą hipokryzją. Włodarzom europejskiej piłki nie chodziło o futbol romantyczny ale o pieniądze, czując wizję ich utraty.
zdjęcie: pixabay.com