Wbrew pozorom stworzenie rodzinnej baśni fantasy z jasnym i klarownym przesłaniem wcale nie należy do najłatwiejszych zadań we współczesnej kinematografii. A jednak jest to możliwe, co udowodnili twórcy przygodowej animacji „Raya i ostatni smok”, łącząc w mądry sposób tradycję z nowoczesnością. Wszystko razem sprawia, że najnowsza animacja Disneya wzrusza, bawi i „wciąga” małego widza w magiczny, pełen barwnych przygód i nieoczekiwanych zwrotów akcji, świat. Taki, jaki ja osobiście uwielbiam.
A opowieść zaczyna się w następujacy sposób…Dawno, dawno temu w pięknej krainie, zwanej Kumandra, ludzie i smoki żyli w harmonii i w zgodzie. Niestety, poprzez zawiść, naiwność i żądzę władzy człowieka, ten odwieczny ład i porządek zostają zburzone. Raya, czując się po części winną zaistniałej sytuacji (zaufała wrogowi, zdradzając ważną tajemnicę rodu) postanawia odbudować dawne królestwo, zjednoczyć plemiona i uwolnić swoich przyjaciół oraz rodzinę z rąk okrutnych potworów (Druunowie), zamieniających każdą napotkaną rzecz i osobę w kamienne głazy. A pomogą jej w tym: przeurocza i zabawna Sisu, legendarna smoczyca, Namaari (ta sama dziewczyna, która na początku podstępem zdobywa zaufanie głównej bohaterki i ją zdradza), Tuk Tuk, Boun, Noi i wielu innych sprzymierzeńców… Aż łza się kręci w oku przy końcówce. Śpieszcie się do kin! Bo naprawdę warto!
Reżyserami obrazu są Donald Hall i Carlos López Estrada.