Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z karate? To jest dyscyplina sportowa czy też olimpijska?
Może dyscyplina olimpijska to nie, ponieważ dyscypliną olimpijską jest WKF karate, czyli bezkontaktowe, natomiast Kyokushinkai jest kontaktowe. Rozróżniamy tu na przykład semi knockdown ( kontakt ograniczony – juniorzy ) czy knockdown (pełny kontakt -seniorzy). Daleko jestem od olimpizmu, zresztą założyciel stylu Kyokushinkai, Kaicho Oyama odrzucił dwukrotnie tą propozycję. Uważał, że karate nie powinno stać się komercyjne. Szeroko pojęty sport wypacza dyscypliny, a w szczególności walki wschodu.
Kiedy zacząłeś uprawiać karate? Już jako dziecko?
W 1978 roku zacząłem. Miałem wówczas osiemnaście lat.
Czyli to nie jest sport od dziecka ?
Nie, od dziecka to ja trenowałem szachy. Uzyskałem nawet drugą kategorię w szachach, grałem w rozgrywkach ligowych u Pana świętej pamięci Rysia, który prowadził szachy jeszcze w GDK-u. To w zasadzie była moja pasja od dziecka. Wtedy, kiedy juniorzy zaczęli wygrywać z seniorami, zaczął się konflikt. W klubie było dużo juniorów i chcieli grać w rozgrywkach z seniorami. Wówczas kierownik klubu zakazał startu juniorom i na znak protestu, sześciu, siedmiu juniorów zastrajkowało. Przestaliśmy grać w rozgrywkach ligowych.
Czy grasz hobbystycznie do tej pory w szachy ?
Tak. Od czasu do czasu jak mam możliwość – pogrywam. Szczególnie na obozach. Co roku w lipcu mamy obozy karate nad morzem i znajdzie się tam zawsze jakiś pasjonat, który wie, że ja gram i chce spróbować, czy może w szachach wygra ze mną (śmiech).
Czy odkryłeś w sobie jakieś predyspozycje do karate? Jak trafiłeś na treningi? To był świadomy wybór ?
Tak jak mówiłem, strajkowaliśmy i nie graliśmy w szachy. Zrobiło się mnóstwo wolnego czasu. Zaczęliśmy z kolegami rozglądać się za czymś innym. Czterech z nas wybrało się do pierwszego w Wałbrzychu naboru do sekcji karate. Miało to miejsce na Starym Zdroju w szkole numer trzydzieści. Przeczytaliśmy ogłoszenie, a że nam się nudziło, poszliśmy na zajęcia karate. Wszyscy koledzy wrócili do szachów. Ja uznałem, że to jest dużo ciekawsze i zostałem w karate. To było w lutym 1978 roku.
Czyli ile lat już aktywnie ćwiczysz?
W tym roku obchodzimy czterdziestolecie klubu.
Czyli ćwiczysz karate od kiedy istnieje klub?
Tak.
Ile osób przyszło wówczas na pierwsze zajęcia? Pamiętasz?
Pierwsze zajęcia były ograniczone wielkością sali. W tej chwili jak na salę w „trzydziestce” wejdzie trzydzieści osób, to jest już dużo. Wówczas weszło nas około setki. W latach osiemdziesiątych była bardzo ostra selekcja w karate. Nikomu nie zależało, by otrzymać tak dużo osób, bo było po prostu ciasno. Treningi były ostre. Dziś takich treningów nie można by było zrobić.
Czy trzeba spełniać jakieś określone warunki fizyczne, by uprawiać ten sport ?
Karate od początku aż do dzisiaj kierowało się naturalną selekcją. Nie było tak, jak w innych dyscyplinach, czyli: koszykówce, siatkówce czy lekkiej atletyce. W karate ten, kto jest uparty, systematyczny, ten zostaje. To selekcja naturalna, kto wytrzyma trening.
Ile razy trzeba w tygodniu trenować ?
To jest tak, jak z każdą inną dyscypliną. Jeżeli piłkarz poświęci się i trenuje sześć razy w tygodniu, to robi szybki postęp. Dziś do większości dyscyplin sportowych i sztuk walki dzieci ciężko zmobilizować. Dlatego zazwyczaj te zajęcia odbywają się dwa razy w tygodniu. Ci, co chcą więcej trenują, nawet pięć razy w tygodniu.
Czy Ty trenujesz więcej niż trwają same ćwiczenia na zajęciach?
Biegam rano i chodzę na siłownię.
Czyli oprócz zajęć z uczniami, ćwiczysz na siłowni i biegasz traktując to jako dodatkowy trening?
To już nie jest taki pełnowymiarowy trening, raczej trening na podtrzymanie obecnej formy.
Czy aby ćwiczyć karate trzeba spełniać jakieś warunki psychologiczne? Czy karate czegoś uczy? Trzeba być systematycznym? Konsekwentnym?
Tak, oczywiście, choć w moim przypadku – pomogły szachy. Ale samo karate uczy dyscypliny i systematyczności. Karate jest naturalnym czynnikiem, który powoduje, że dziecko agresywne dostosuje się do grupy, w której panują określone zasady, albo szybko rezygnuje. Dzieci nie pozwolą, żeby dwójka czy trójka rozbijała grupę. Wszystkich obowiązują takie same zasady. Jak się wchodzi do Dojo, czyli sali, w której się ćwiczy – ściąga się buty. Jeżeli wszyscy widzą, że ja i inni stopniem wyżsi ściągamy buty, to wszyscy się do tego dostosowują itd. Jak ja zwracam się do każdego z szacunkiem, to wymagam tego od każdego. I to nie jest tak, że tak się dzieje po kilku zajęciach. To wymaga więcej czasu.
Czy zdarzyło ci się (bądź twoim uczniom), że karate pomogło w niebezpiecznych sytuacjach? Jako sposób samoobrony?
Ja miałem to szczęście, że „fama” o karate i o tym, że posiadam czarny pas, rozeszła się po Wałbrzychu. Nie zdarzało mi się, żeby ktoś chciał mnie zaczepić. Było kilka śmiesznych sytuacji, kiedy grupa szła drugą stroną ulicy, a jedna z tych osób podchodzi do mnie i mówi: My wiemy, że pan jest tym znanym trenerem karate, ale my tylko spokojnie chcemy przejść na drugą stronę ulicy.
Dziękuję za wywiad.