Na szczycie ulicy Słowackiego, którą penetruję tego poranka w poszukiwaniu oddechu, on czeka jakby właśnie na mnie. Od zawsze lubię się nią wspinać. Mam tam swoje ulubione przystanki, księgarnię (kiedyś dwie), do której obowiązkowo należy zajrzeć i ukochaną Galerię Sztuki BWA z przepastnymi witrynami – wrotami do nowego wspaniałego świata.
Jest na Słowackiego milion moich śladów, galaktyk rozproszonych wspomnień, gwiazd wypalonych i komet wracających w to samo miejsce raz na sto lat. Idę więc w tym wyśmienitym towarzystwie wspomnień, zaczerpnąwszy tak potrzebnego mi powietrza, uśmiecham się do wieżyczek wałbrzyskiego Hogwartu i właśnie wtedy go spostrzegam. Pośród szarości poranka, powtarzalności mijających mnie twarzy, ciasnoty jednego z ostatnich dni roku.
Starszy, bardzo elegancki pan w wełnianym granatowym płaszczu, nonszalancko przewiązanym szaliku i kaszkiecie, rodem z samego Eton, z gracją młodego linoskoczka wsiada na rower i odjeżdża, a mijając mnie skłania delikatnie głowę w uśmiechu. Chyba zauważył moją minę. Bierze zakręt i znika gdzieś przy kaskadzie schodów Teatru Lalki i Aktora. Dematerializuje się. I ten jego rower! Czerwony w białe paski! Albo kropki. Jakieś ciapki. Próbuję zrobić coś, czego nie robię nigdy. Sięgam po telefon, by utrwalić ten moment na światłoczułej kliszy pamięci – nierzeczywisty, soczysty i świeży.
Chcę móc się nim delektować. Ale dłonie mam zbyt zmarznięte i zanim znajduję telefon pan z Eton znika. Po chwili osłupienia mknę dalej Gdańską, chylę głowę przed wszechmocą Atlantów, ku ukochanemu placowi Kościelnemu, na którym witam się zawsze z Kościołem Zbawiciela szepcząc „cześć Sąsiadku”. Stamtąd już tylko kilka kroków do ogrodu mojego Staruszeczka, który niczym latarnia morska, bezpieczna przystań pośród wzburzonych śródmiejskich krajobrazów.
Dlaczego Wam o tym opowiadam? Byście w Nowym Roku zauważali głównie to, co piękne, ożywcze, przynoszące nadzieję i ulgę. Łatwo nie będzie, ale wypatrujcie codziennie swoich błysków, przejaśnień, smug światła. Starszych panów z Eton. Żyjcie nimi. Nie bójcie się zaglądać we wszystkie, nawet najciemniejsze zakamarki. Choć tyle możemy. Aż tyle!