Tytuł mojego dzisiejszego felietonu, niestety nie zapowiada pojawienia się w polskim futbolu zawodnika na miarę Roberta Lewandowskiego. Dotyczy on metamorfozy jaką kapitan polskiej kadry przeszedł w ostatnim czasie. I chciało by się powiedzieć – w końcu. Pisałem kiedyś, tu w 30 Minutach (rozszerzony tekst o tym jest też na blogu) o niewykorzystanym przez lata potencjale marketingowym Roberta.
Wskazywałem, że choć piłkarzem już jakiś czas temu stał się wybitnym, wizerunkowo w świecie praktycznie nie istnieje. W porównaniu do Ronaldo czy Zlatana nie ma żadnej wyrazistości. Argumentowałem także, że w dzisiejszej rzeczywistości jest to niezbędne, także w przełożeniu na karierę stricte sportową (być może niestety ale tak jest). Od jakiegoś czasu widać jednak wielką zmianę wizerunku Roberta Lewandowskiego, a że wcześniej w tej kwestii popełniał sam (i jego sztab) błędy przyznał to sam zawodnik w podcascie Łukasza Kadziewicza (na marginesie – świetne audycje a Kadziu doskonale odnajduje się w nowej roli).
Mówił, że przez lata był za bardzo skromny, cichy i tym samym nie zbudował swojej marki osobistej, w kontekście szerszym niż piłkarski. Dzisiaj Robert bryluje w social mediach, wrzuca zdjęcia z festiwalu w Cannes, bierze udział w fajnych akcjach promocyjnych Dolce Gabbana, jest „światowcem” w pełnym znaczeniu tego słowa. Nabrał pewności siebie i to nie tej boiskowej, bo jej nabrał już za czasów gry w Borussii, ale w tym życiu „celebryckim”. Czy chcemy czy nie, tak to dzisiaj wygląda a gdyby Lewy taką markę zbudował wcześniej miałby też inną kartę przetargową w negocjacjach transferowych.
Przez lata, mimo osiagnięcia piłkarskiej perfekcji był zbyt skromny. Dla większości kibicowskiej społeczności Bayernu był nie idolem a wyrobnikiem i stąd teraz hejt na niego wylewający się z niektórych niemieckich mediów i komentarzy tamtejszych ekspertów o jego rzekomej arogancji i niewdzięczności.