Ledwie oddany nowy blok w elektrowni Turów zaczął produkować energię a już trzeba było go wyłączyć. Okazało się, że jest za wiele błędów, które należy poprawić, aby mógł bezpiecznie działać. Oczywiście paliwem jest tu węgiel.
Nie była to tania inwestycja. W konwencjonalnej energetyce nie ma tanich inwestycji. Drożej jest tylko w energetyce jądrowej. Pieniądze jest łatwo policzyć. Trudniej jest zobrazować koszt środowiskowy. Ten jest ogromny, jego „płacenie” rozciąga się w czasie i nigdy nie mamy pewności czy wiemy jaki jest w rzeczywistości. Zazwyczaj dowiadujemy się o rzeczywistym koszcie z dużym opóźnieniem.
Jednym z takich kosztów borykają się w tej chwili mieszkańcy zalanych terenów w Niemczech. Komentujemy fale upałów, gwałtowne ulewy, huragany krótkim: pogoda oszalała. Personifikujemy ją, nadajemy cechy ludzkiego szaleństwa a w rzeczywistości to ta najbardziej – jak wieść gminna niesie – rozumna część mieszkańców globu uległa szaleństwu i dumnie kroczy ku samounicestwieniu. Sto piętnaście lat temu (1906 r.) fizyk Svante Arrhenius ostrzegał przed podwyższeniem temperatury na Ziemi poprzez spalanie paliw kopalnych. Jak widać wiek to za mało, aby przemyśleć, rozważyć, wyciągnąć wnioski i zmienić sposób działania.
Dlaczego ponownie wracam do tego tematu? Wciąż czytam/słyszę głosy mówiące o tym, że to naturalne, że klimat się zmienia i człowiek nie ma z tym nic wspólnego. Najczęściej, taką wypowiedź poprzedza krótkie stwierdzenie: nie wierzę.
Jak kania dżdżu wyglądam dnia, kiedy ludzkość kwestie wiary pozostawi dla spraw ducha, a to co mierzalne, naukowo badane powierzy rozumowi.