Espresso z Kazimierzem Szymelą z fotografem i członkiem zarządu PTTK oddziału Ziemi Wałbrzyskiej i współzałożycielem Wałbrzyskiego Towarzystwa Fotograficznego rozmawiał Paweł Szpur.
Zanim zaczniemy rozmawiać o obecnej wystawie, chciałabym wrócić do początków twojej pasji do fotografii. Jak to się zaczęło?
To się zaczęło bardzo dawno. Moja rodzina przy rodzinnych świętach, komuniach, chrztach robiła sobie zdjęcia rodzinne – pamiątkowe. Uczęszczaliśmy do fotografa, Pana Kulig przy ulicy Chrobrego 1, na pierwszym piętrze. Pan Kulig miał tam swoje atelier, z taką straszną, dużą i poniemiecką maszyną.
Jakie to były lata?
To musiały być lata sześćdziesiąte.
Czyli fotografia analogowa.
Tak, ja robiłem jeszcze analogową. Wówczas zainteresowałem się fotografią jako pięcio czy sześcioletni chłopak – jak ten obraz powstaje, co ten magik pod tą czarną szmatą tam robi? Pan Kulig wsadził mnie pod to płótno, oczywiście na taborecie, i kręcił bliżej i dalej od matówki obiektyw. Ten obraz pojawiał się i znikał. Fajne to było, ale dalej nie dawało mi to spokoju i pomyślałem, że coś trzeba z tym zrobić. Na komunię dostałem Smienę i zaczęła się jazda bez trzymanki (śmiech). Zajęta kuchnia, ojciec wracał głodny z pracy, wściekły, że do kuchni nie może dojść, a ja w talerzach paplałem te papierki, i suszyłem na szybach od okna.
Czyli ciemnia domowej roboty.
Tak, ciemnia domowej roboty bez specjalnego podręcznikowego przygotowania. Powiększalnik był od kolegi ojca, zrobiony z puszki po korniszonach – fajnie się działo. Później w podstawówce robiłem zdjęcia do gazetek szkolnych. Pierwsze zdjęcie mam zachowane a przez przypadek są wśród nich zrobione w podwójnej ekspozycji. Ci co zajmują się fotografią będą wiedzieć o co chodzi. Wyszło to nawet dobrze.
Tu postawię Ci kropkę. Powiedz kiedy przestawiłeś się na fotografię cyfrową? Pamiętasz w jakich okolicznościach?
Oczywiście, że pamiętam. W latach dziewięćdziesiątych jak przyszły zmiany ustrojowe, myślałem o zajęciu się fotografią zarobkowo. Z racji zmian i przemian nie mogłem się z tego utrzymać. Poszedłem w inną stronę, a fotografia została na parę lat zakopana. W tym czasie zmienił się system fotografii z analogowej na cyfrową. Wówczas to było jeszcze drogie i nie było mnie stać na to. Już w 2006 roku pojawiły się rzeczy, które były tańsze i osiągalne dla mnie, był to Cyber-shot Canon G5. Wspaniały aparacik z manualnymi ustawieniami. Mogłem na tym robić wszystko co chciałem i jak chciałem.
Ale chyba potrzebny był komputer.
Ależ oczywiście, komputer miałem już wtedy, słaby bo słaby ale dla fotografii musiałem go rozbudować oczywiście o programy i tak dalej. Aparat, o którym wspomniałem, mam go do dziś. Jak są trudne warunki atmosferyczne czy jazda na nartach, to go zakładam na szyję i z nim jeżdżę.
Jak to było z Wałbrzyskim Towarzystwem Fotografii? Kiedy pomyślałeś, że taką instytucję należy założyć?
W czasach kiedy działałem w klubie fotografii w Miejskim Domu Kultury na Podzamczu, który prowadził Wojciech Stańczak – brałem udział w różnych imprezach fotograficznych. W którymś momencie spotkałem się z Andrzejem Protasiukiem i Alkiem Ziółkowskim. Wspólnie ustaliliśmy, że coś takiego zorganizujemy. Podjął się tego Andrzej Protasiuk i coś takiego zrobił, a my tam działaliśmy. Sztandarowym wydarzeniem, które robiliśmy przez parę lat, to był ogólnopolski, a później międzynarodowy plener aktów Zamku Książ, gdzie dostawaliśmy we władanie Zamek Książ, powiedzmy na tydzień.
Dziękuję za rozmowę.