Lokator nie może doczekać się pomocy spółdzielni mieszkaniowej, zagrożone jest zdrowie i życie, nikt nie reaguje. Tak powinny brzmieć nagłówki tego artykułu, gdyby chodziło o sensację, przyciągnięcie wzroku, sztuczne zainteresowanie. Lepiej zadawać pytania.
Mieszkaniec dzielnicy Nowe Miasto. Rozmawiamy telefonicznie. Potwierdza, że miesiąc temu, po kontroli kominiarza, okazało się, że komin, z którego korzysta, nie nadaje się do użycia, nawet więcej, zagraża życiu i zdrowiu mieszkańców. Kilka dni później Miejski Zarząd Budynków, zarządca nieruchomości, przesyła zakaz korzystania z pieca CO, w związku właśnie z tym zagrożeniem. Mijają tygodnie, pan A. ogrzewając mieszkanie urządzeniami na prąd dostaje wyższy rachunek i to koniec jego cierpliwości. Kontaktuje się z redakcją, wysyła skany dokumentów, wspomina o szpitalu, złym stanie zdrowia, skarży się na urzędników. Wspomina o swoim zadłużeniu związanym z lokalem, ale przecież… powinni, muszą, należy się.
Za sprawy tej dzielnicy ze strony MZB odpowiada pani Magdalena. Po dwóch zdaniach mojego wstępu do rozmowy mówi, że zna dobrze sprawę, wie o kogo chodzi. Nie wymieniamy nazwiska, adresu, ale nasze informacje się pokrywają. Były propozycje zamiany mieszkania, wystarczyło złożyć wniosek i trzykrotnie o niego pana A. proszono, to nie pierwsze zabrudzenie komina spowodowane nieodpowiednim opałem, czyszczenie zostało zlecone i długi wobec MZB nie mają tu znaczenia, bo chodzi o czyjeś zdrowie i bezpieczeństwo.
Nie będzie sensacji, sama tylko proza i stara zasada, że medal ma i zawsze będzie miał dwie strony.