Książę Bolko II Mały, człowiek wzrostem niegrzeszący, grzeszący za to niestałością w uczuciach, nie należał do grona najwierniejszych mężów księstwa świdnicko-jaworskiego. Żona jego, księżna Agnes, doskonale zdawała sobie sprawę z celu jego częstych wizyt w ukrytym na wzgórzu zamku Grodno.
Świdnicki suweren uwił sobie tam przytulne gniazdko, zaś wewnątrz „złotej klatki” zamknął śliczną Elzę – słynącą z urody świdnicką mieszczkę, żonę bogatego kupca. Agnes, znacznie mniej urodziwa i chorobliwie zazdrosna, cierpliwie czekała na chwilę, kiedy jej małżonek wyruszy na wyprawę wojenną, by sama mogła odwiedzić mury górskiej twierdzy. Gdy obie kobiety stanęły ze sobą twarzą w twarz na zamkowym dziedzińcu, księżna wyszeptała w ucho konkurentki kilka tajemniczych zdań, po czym Elza ze łzami w oczach wybiegła z dziedzińca i zaszyła się w swoich komnatach. Wraz z nadejściem wieczora, Agnes ogłosiła na zamku ucztę i wydała rozkaz wartownikom, aby na tę jedną noc odpuścili swoje obowiązki i zjawili się na przyjęciu w sali rycerskiej. Rano, gdy upojona winem załoga wciąż spała, księżna wybrała się na szczyt wieży, by spojrzeć w głąb lasu, ku podstawie murów, i ujrzeć… to, na co liczyła. Rozpostarta na skałach ludzka sylwetka odziana w suknię spoczywała w bezruchu.
Agnes uśmiechnęła się kącikiem ust, po czym nakazała swemu wiernemu dworzaninowi usunięcie śladów zajścia, nim wartownicy wyleczą poranny ból głowy.
Wszystkim wokół wmówiono, że Elza Haberkorn uciekła z Zamku.
Wielu poczęło powątpiewać w prawdomówność księżnej, gdy po upływie równego roku od zniknięcia Elzy świetlista postać kobiety ducha zmaterializowała się na szczycie wieży, po czym oddała skok w przepaść i… rozpłynęła się w powietrzu.
Pomimo upływu przeszło sześciuset lat, do dziś nic się nie zmieniło. Biała Dama, bo tak ją nazwano, w każdą rocznicę tragicznego wydarzenia pojawia się na Zamku, aby z wieży pofrunąć w otchłań.