Aleksandra Tomaszewska – Kaczorowska to młoda kobieta, mieszkanka gminy Świdnica (Burkatowa), szczęśliwa mama i żona, która zdecydowała się zostać dawczynią szpiku kostnego. To piękny gest bezinteresownej pomocy. „Tylko 25% chorych znajduje swojego bliźniaka genetycznego w rodzinie, pozostałe 75% może jedynie liczyć na pomoc niespokrewnionych dawców. To nic nie kosztuje, a możemy pomóc” – opowiada Ola. Wielu z nas z pewnością zastanawiało się nie raz nad podjęciem decyzji o zostaniu dawcą, jednak nurtowało nas wiele pytań, wątpliwości. Aleksandra również je miała. Postanowiła podzielić się z nami kilkoma ważnymi informacjami.
Co skłoniło Cię do podjęcia decyzji o zostaniu dawczynią szpiku kostnego? Jak na tą decyzje zareagowała Twoja rodzina?
Decyzję o dołączeniu do fundacji podjęłam gdy osoba z mojej bliskiej rodziny miała podejrzenie chłoniaka (rodzaj nowotworu krwi). Na szczęście diagnoza była błędna, ale w międzyczasie zamówiłam pakiet rejestracyjny. Nikomu nic nie powiedziałam, wiedział tylko mój mąż, cała reszta dowiedziała się o mojej rejestracji w chwili gdy odezwali się do mnie przedstawiciele DKMS’u, zapytali czy nadal chcę komuś pomóc i oddać moje komórki macierzyste.
Jak długo czekałaś na wiadomość, że znalazł się Twój genetyczny bliźniak i potrzebuje Twojego szpiku? Dostając tą wiadomość ucieszyłaś się czy przestraszyłaś?
Do fundacji należę od marca 2019 czyli nie całe 3 lata. Czy się ucieszyłam? Nie do końca. Mój bliźniak genetyczny jest chory, trzeba mu pomóc. To była raczej przykra informacja. Wydaje mi się, że ludzie rejestrując się mają gdzieś z tyłu głowy myśl, nadzieję, że ten telefon nigdy nie zadzwoni. Nikt nie chce być chory. W momencie wiadomości z fundacji nie czułam strachu czy satysfakcji, to było raczej uczucie determinacji. Nie wahałam się, wiedziałam, że jeżeli tego nie zrobię do końca życia będzie dręczyła mnie myśl, czy ta osoba żyje, czy to mężczyzna czy kobieta a może dziecko, ile ma lat, gdzie mieszka…
Co wiesz o osobie, której pomogłaś? Czy masz z tą osobą kontakt?
Wiem, że to około 30 letni mężczyzna ze Stanów Zjednoczonych. Na ten moment nie możemy nawiązać kontaktu, ale po 2 latach od przeszczepu za zgodą moją oraz mojego bliźniaka genetycznego, jeżeli regulacje prawne kraju na to pozwolą możemy się spotkać.
Jak przebiega cała procedura? Czy to bolesne? Jakie warunki musiałaś spełnić żeby zostać dawczynią?
Procedura przebiegła szybko i sprawnie. Pierwsze wstępne badania krwi miałam wykonane w moim ośrodku zdrowia, po potwierdzeniu, że jestem najbardziej dopasowanym dawcą do biorcy fundacja pokierowała mnie na kolejne badania do kliniki w której miało odbyć się pobranie. Spędziłam tam jeden dzień, pobrano mi krew, wykonano usg, ekg, rtg, cały komplet badań. Po długiej rozmowie z lekarzami i wypełnieniu stosu papierów dostałam ostateczną odpowiedź czy mój stan zdrowia pozwala na to, abym mogła poddać się zabiegowi. Poinformowano mnie również, że klinika pacjenta chce otrzymać komórki pobrane z krwi obwodowej. Komórki można pobrać również z talerza kości biodrowej co wiąże się z pełną narkozą i hospitalizacją, ale takie pobrania są wykonywane znacznie rzadziej. Wróciłam do domu, a na cztery dni od planowanego pobrania musiałam wykonywać zastrzyki w brzuch, które pobudzały mój organizm do zwiększenia produkcji białych krwinek, które następnie zostały pobrane w wyniku aferezy w klinice. Pobranie jest całkowicie bezbolesne, z jednej ręki maszyna pobiera krew, oddziela białe krwinki a następnie oddaje ją do drugiej ręki. Na wstępie pielęgniarka poinformowała mnie jaka ilość komórek potrzebna jest mojemu biorcy oraz jaki mamy czas na pobranie. W moim przypadku maszyna dokonała przepompowania 4 obwodów krwi. W sumie w szpitalnym fotelu spędziłam 6 godzin.
Czy poleciłabyś innym, aby również zostało dawcami?
Oczywiście, że tak. Gdybym miała podjąć jeszcze raz decyzje o dołączeniu do fundacji DKMS była by ona taka sama jak 4 lata temu. Tylko 25% chorych znajduje swojego bliźniaka genetycznego w rodzinie, pozostałe 75% może jedynie liczyć na pomoc niespokrewnionych dawców. To nic nie kosztuje, większość z nas myśli, że wiąże się to z olbrzymi kosztami i bólem. Fundacja zwraca dawcy każdą wydaną złotówkę za podróż i wyżywienie. Zapewniają hotel, jeżeli klinika jest oddalona od naszego miejsca zamieszkania. Ja musiałam jechać do innego województwa ponieważ w klinice we Wrocławiu nie było terminu „na już”, a pomoc była potrzebna od zaraz. Opiekunowie, którzy kontaktują się z dawcą, przypominają za każdym razem, że w każdej chwili możesz się wycofać, nic nie jest wykonywane na siłę, z każdym zapytaniem można do nich dzwonić, pisać, odpowiedzą bez wahania. Warto też powiedzieć o tym, że na czas przygotowania do zabiegu mamy prawo skorzystać ze zwolnienia lekarskiego, które jest płatne 100%, nic nie tracimy a możemy pomóc. W moim przypadku na wysokości zadania stanęła również moja rodzina i przyjaciele, którzy zaopiekowali się na czas naszej nieobecności dziećmi i psem. Ich wsparcie, że to dobra decyzja, stały kontakt w trakcie zabiegu były nieocenione i bardzo im za to dziękuję, każdy z nich dołożył swoją cegiełkę do tego całego przedsięwzięcia.
Podpowiesz, gdzie i w jakiś sposób się zgłosić jeśli chcemy zostać dawcami lub aby uzyskać odpowiedzi na migrujące nas w tym temacie pytania?
Pakiet do rejestracji można zamówić ze strony www.dkms.pl , w pakiecie przychodzą do nas patyczki, którymi wykonujemy wymaz od wewnętrznej strony policzka, wypełniamy ankietę z danymi i odsyłamy. Wszystkie informacje są zawarte na wyżej wymienionej stronie oraz na profilu fundacji na youtube, instagramie czy tiktoku.
Pamiętajcie – bez względu na dystans, łączą nas geny!
***
Brawo Ola! Wspaniały gest!