„Krudowie 2: Nowa Era” w reżyserii Chrisa Sandersa są kontynuacją pierwszej części, z 2013 roku. Na ten seans powinniśmy się zdecydować z kilku powodów: dla dobrej zabawy, dla uczczenia końca lockdown’u i znów….dla dobrej zabawy z dziećmi.
Dorosłych bez poczucia humoru i wyobraźni może ta produkcja nieco rozczarować, jednak – w ostatecznym rozrachunku – „Krudowie 2” spełniają swe rozrywkowe zadanie i umilają familijny czas (np. w piątkowe popołudnie).
Ważne, że pociecha z kina wyjdzie zadowolona, a o to przecież chodzi w obrazach dla najmłodszych – by reakcje i emocje młodego widza były w pełni pozytywne, wywołujące uśmiech na twarzy, pozbawione nudy.
W skrócie opowieść wygląda tak:
pewnego razu sympatyczna i mocno zwariowana rodzina jaskiniowców w składzie: mama, tata, babcia, bobas, starsza córka (Eep) i jej chłopak (Guy), postanawiają znaleźć nowy dom. Zupełnie przypadkiem trafiają do miejsca, w którym niegdyś wychowywał się Guy. Nowo odkryta przestrzeń wydaje się zatem idealna na założenie przytulnego gniazdka, ale – niestety – jest już zamieszkana przez inny klan – Bettermanów. Gospodarzy i wędrowców z pozoru różni wszystko. Ci pierwsi uważają się za lepszych, cywilizowanych, bardziej postępowych. W rzeczywistości jednak są obłudnymi intrygantami, dbającymi tylko o własne dobro. Ona wpada na pomysł zeswatania córki z Guyem, on – głowa rodziny – odgrywa rolę prehistorycznego „macho”, choć w rzeczywistości boi się wszystkiego, nawet bananowego stwora.
Krudowie na ich tle wypadają „blado” – jako gorszy sort, są nieokrzesani i dzicy, mało nowocześni, przywiązani do tradycji, krzykliwi. Te narastające w trakcie akcji dysproporcje prowadzą nieuchronnie do konfliktu, który zażegnać można tylko w jeden sposób: poprzez zjednoczenie się w obliczu katastrofy (a takowa nastąpi, kiedy do akcji wkroczą okrutne małpy).
Więcej zdradzać Wam nie będziemy – przekonajcie się sami, czy warto 😉
Yabba Dabba Doo – jakby rzekli Flinstonowie, protoplaści Krudów!
Zebrała: osa
Źródło zdjęcia: https://naekranie.pl/recenzje/krudowie-2-nowa-era-recenzja-filmu/amp