Tak jak zaznaczałem ostatnio, odniosę się do awansu reprezentacji Polski na katarskie mistrzostwa i do samego meczu ze Szwecją. Co po spotkaniu z ekipą Trzech Koron wiemy o naszej drużynie narodowej? Wiemy tak naprawdę mało bo naturalną rzeczą jest brak możliwości wyciągnięcia szczegółowych wniosków po jednym spotkaniu (nie licząc potyczki ze Szkocją) i jednym zgrupowaniu, ale są symptomy, że może być dobrze. Jesteśmy na mundialu i to jest w tej chwili najważniejsze. Klimat wokół kadry zrobił sie momentalnie świetny a o pojedynku na stadionie Śląskim już mówi się, że przejdzie do legendy. Czy tak się stanie zależy od postawy naszych piłkarzy w Katarze bo w przypadku klapy zostaniemy z tym meczem jak …”Himilsbach z angielskim”.
Pamiętać też trzeba w jaki sposób znaleźliśmy się w finale barażu. I nie twierdzę jak niektórzy, że brak gry z Rosją był jakimś ułatwieniem bo w praktyce to tak nie musi działać, że zawodnicy wypoczęci itp., ale drogę na pewno mieliśmy mocno skróconą. Ale właśnie chwała drużynie i trenerowi, że przygotowali się na ten mecz jak na typowy finał, potrafili się wyłączyć od różnych czynników zewnętrznych i maksymalnie skoncentrować na tym jednym zadaniu. Postawa choćby Kamila Glika grającego jak sam powiedział, od pierwszej minuty z potwornym bólem stopy ale też wszystkich pozostałych, u których było widać niesamowite zaangażowanie i przede wszystkim pewność siebie, brak strachu przed wymianą ciosów z rywalem, brak cofania się, zachowawczej gry, daje nadzieję, że skoro selekcjoner potrafił dotrzeć do zawodników przed tak ważnym meczem, może to zrobić w każdym następnym.
A właśnie takie mecze powinny budować drużynę. Taki mecz w kadrze na pewno potrzebny był Szczęsnemu (dwie fenomenalne obrony), Szymański bardzo mocno zapukał do pierwszego składu na dłużej, świetny Matty Cash, który pokazał, że nie ma zamiaru być drugim Oraniakiem, Polanskim czy innym Perquisem, czego się obawiałem, odrodzony Bereszyński, trener niedający sobie wejść na głowę… jestem optymistą!