Z prezesem Fundacji Księżnej Daisy von Pless rozmawia Paweł Szpur
Mateusz, jak to jest, przestać być dziennikarzem i usiąść po drugiej stronie podczas wywiadu?
Myślę, że do wszystkiego trzeba dojrzeć. Miło wspominam czas, kiedy pracowałem w Nowych Wiadomościach Wałbrzyskich, Telewizji Wałbrzych, Radiu Wałbrzych. To był koniec lat dziewięćdziesiątych, początek lat dwutysięcznych. Zupełnie inaczej wyglądał „światek medialny”, zupełnie inaczej wyglądały realia: polskie, europejskie, a przede wszystkim wałbrzyskie. Decyzja o założeniu Fundacji Księżnej Daisy von Pless i rozstaniu się z zawodem dziennikarza, powodowana była moim pięcioletnim pobytem na emigracji. Kiedy wróciłem z USA, już nie było tak samo, nie czułem tego bakcyla. Praca lokalnego dziennikarza jest dobra dla młodych ludzi.
Mateusz, nie przesadzaj. Młody przecież jeszcze jesteś.
Dobijam czterdziestki.
Nie widać po tobie.
Dziękuję, to miłe, co mówisz. Fundacja Księżnej Daisy to chyba był pomysł na dalszą część mojego życia. Po powrocie ze Stanów jeszcze na „moment” wróciłem do gazety i telewizji.
Pamiętam jeszcze ten okres, kiedy przychodziłeś na sesję Rady Miejskiej Wałbrzycha.
Tak, ale już nie chciałem pisać o lokalnej polityce. Wiedziałem, że jest to temat nudny i wyeksploatowany. Postanowiłem pisać o tym, co mnie najbardziej fascynuje i sprawia mi frajdę. O lokalnej historii. Tak powstał cykl o Hohbergach, ukazujący się co tydzień w Nowych Wiadomościach Wałbrzyskich, który stał się podstawą do mojego bloga: daisyvonpless.worldpress.com. I właśnie na bazie tego cyklu i bloga, narodził się pomysł założenia Fundacji Księżnej Daisy von Pless. A gdzie? W kuchni Michała Wyszowskiego! To był mój najlepszy przyjaciel, dziś już nieżyjący redaktor gazet: NWW, Tygodnika Wałbrzyskiego i Polskiego Radia Wrocław. To on powiedział „Dlaczego nie?”
Ciężko było ci znaleźć fundatorów, pieniądze i zaplecze? Czy odwrotnie? Fakt, że byłeś dziennikarzem, znałeś lokalne środowisko, sprawił, że łatwiej wystartowałeś?
Z pewnością to drugie. Tak jak wspominałeś, to że miałem kontakty z ludźmi, którzy przede wszystkim pracują naukowo, bardzo mi pomogło. Znajomość przedsiębiorców, biznesmenów, pozwoliła z kolei na zbudowanie dużej bazy fundatorów. Bo Fundację Księżnej Daisy w 2012 roku powołały osoby fizyczne i prawne. Są to: Zamek Książ w Wałbrzychu, DARR, pan Janusz Seńczuk, pan Krzysztof Brosig, pan Jerzy Świteńki i moja skromna osoba. A założenie fundacji to nie jest wielki koszt. Liczy się to, co później z tą fundacją się dzieje.
Czy kapitał zakładowy, który sobie założyłeś podczas powoływania fundacji wystarczył na zrealizowanie początkowych celów? Wyprodukowanie materiałów, wydrukowanie pism etc ?
Nasza fundacja prowadzi głównie działalność edukacyjną i wydawniczą. Zajmujemy się spotkaniami historycznymi, edukujemy każdą grupę wiekową. Oczywiście pieniędzy zawsze jest za mało. My mieliśmy bardzo gorący start, ponieważ okazało się, że miesiąc po zarejestrowaniu fundacji, zgłosił się do nas prywatny kolekcjoner, który był w posiadaniu oryginalnych listów Księżnej Daisy. Zostały one wywiezione po 1945 roku z archiwum książańskiego. Były tam listy między innymi do monarchów europejskich, do Króla Edwarda VII, cesarza Niemiec Wilhelma II. Okazało się, że musimy pozyskać nagle pięć tysięcy euro na wykup tej korespondencji.
A dlaczego chociażby te listy trzeba było wykupywać ? Nie powinny pod względem prawnym zostać zwrócone, na przykład rodzinie?
To jest tylko dobra wola sprzedawcy. My wiemy jak to się stało, że listy wyjechały. Dziadek kolekcjonera był pisarzem, który pracował nad powieścią, tu na Dolnym Śląsku. Kiedy stacjonowały u nas wojska radzieckie, tuż po ich wyjeździe zamek był opustoszały, a te dokumenty walały się po podłodze. On je zebrał i tłumaczył, że je w ten sposób ocalił. A jego wnuk już nie ma tego sentymentu i postanowił je sprzedać fundacji. Dzięki naszym darczyńcom, zgromadziliśmy te pieniądze na wykup listów. 2013 rok został ogłoszony rokiem księżnej Daisy na Dolnym Śląsku, bo właśnie wtedy minęła sto czterdziesta rocznica jej urodzin i siedemdziesiąta rocznica śmierci. W Wałbrzychu otworzyliśmy wystawę tych listów, udało nam się je tutaj sprowadzić, pokazać je w Zamku Książ i założyć wydawnictwo/wydać publikację z tej okazji. W niemal każdej organizacji pozarządowej jest tak, że tych pieniędzy jest za mało.
Dziękuję za rozmowę.
Paweł Szpur
W dalszej części wywiadu dowiecie się skąd Mateusz czerpie wiedzę na temat historii regionu i Księżnej Daisy oraz Hohbergów. A także, jakie fazy zniszczenia miał Zamek Książ i po co Mateusz pojechał do Kanady.