Od kiedy zacząłem interesować się futbolem czyli od końca lat 80-tych, poznawałem piłkarzy i słuchałem opowieści o tych uznawanych za najlepszych w historii: Pele, Eusebio, Di Stefano… Maradonę jeszcze zdążyłem oglądać, ale nie był to już ten piłkarz co w 1986 roku. Opowieści o tamtych mistrzostwach i samym Diego stały się dla mnie mitem, podobnie jak wymienieni wcześniej piłkarze z Pele w pierwszej kolejności, przez lata pozostawali mityczni.
Wytworzyło to u mnie taki obraz, że współcześni mi topowi zawodnicy jak van Basten, Romario, Stoichkow i inni, oczywiście są rewelacyjni, ale nie mogą równać się z gwiazdami sprzed lat. Przełom w takim postrzeganiu piłkarskiego świata nastąpił u mnie dopiero za czasów Zinedine Zidane’a. I w sumie sam nie wiem dlaczego, ale zacząłem postrzegać go jako tego, który może się równać z absolutnymi legendami futbolu. Cieszyłem się, że za mojego życia „dzieje się historia”, że jest ktoś kto na zawsze pozostanie legendą a ja będę to wspominał za ileś tam lat, jak ci co opowiadali mi o Pele, wspominali jego.
Dlaczego akurat Zidane? Tego nie wiem, być może moja osobista sympatia do niego i tamtej reprezentacji Francji, być może moje chciejstwo i tworzenie kolejnego mitu na własne potrzeby. Potem przyszła era Messiego i Ronaldo i ich zaczęto uznawać, zwłaszcza Argentyńczyka, za najlepszych w historii. I tak się zastanawiam czy to też nie jest następny mit wytworzony i podkręcany przez media, marketingowców (bo takie mamy też czasy), mit który wszyscy chcemy kultywować. To, że są to piłkarze absolutnie wybitni, nie trzeba nikogo przekonywać ale jaki sens ma porównywanie ich do Pelego, Di Stefano Puskasa itd.?
Na przestrzeni lat, dekad futbol się zmieniał. Każda epoka miała swojego wirtuoza albo kilku. Ktoś stał się absolutną legendą, ktoś inny trochę mniejszą i decydowały o tym różne czynniki, nie tylko czysto sportowe. Oczywiście pewne elementy, umiejętności piłkarskie można porównać ale obwoływanie kogoś najlepszym w historii, w tak długiej już historii futbolu nie ma sensu.