Ile razy zdarzyło się Wam, Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki, widząc na przykład małego dzika (w Wałbrzychu to całkiem częsty widok) pomyśleć, że jeśli będzie potrzebna dla niego pomoc, to do kogo trzeba się zwrócić?
W pierwszej chwili myślimy o Straży Miejskiej. I słusznie. Jednak sprawa nie jest taka oczywista. Jeśli na przykład zranione dzikie zwierzę zagraża bezpieczeństwu na drodze, to zawiadomienie o tym policji jest w zasadzie naszym obowiązkiem. Jest oczywiście „ale”. Nikt nie może mieć pewności, że służby będą chciały zadbać także o bezpieczeństwo zwierzęcia… Można pomyśleć, że w sumie powiatowy weterynarz z założenia powinien właśnie pomagać, ale… jego usługi zazwyczaj ograniczają się do zwierząt hodowlanych.
Prawnie sprawa dzikich zwierząt nie jest ani jasna, ani nie zapewnia w praktyce im ochrony (nawet, gdy gatunek jest chroniony). Mieszkający w Wałbrzychu i okolicach mają wyjątkowe szczęście – tak uważam. –Dzisiaj odleciała sowa uszata, którą mieliśmy od pisklęcia. Wyrosła z niej bardzo poważna sowa. Rozlatała się, wydziczyła i poleciała „na swoje”. Jest silna, zdrowa, drapieżna. Da sobie radę – czytamy na facebooku Fundacji Dzika Nadzieja. To właśnie ta nasza fundacja zaczęła budować własnym sumptem Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt, do którego te wszystkie „biedy” mogłyby trafiać. Ceny materiałów budowlanych (i usług) wzrosły kilkukrotnie od początku roku. Aby Ośrodek powstał, potrzebna jest każda nasza pomoc. Zachęcam do kontaktu z Fundacją, do wpłacania pieniędzy czy na przykład pożyczania sprzętu. Pomagamy w ten sposób i zwierzętom, i sobie.