Czy w obliczu ludzkiego nieszczęścia można mieć pretensje do losu, o to że jest mniej łaskawy? W ostatnim czasie obserwujemy dramat matek uciekających z dziećmi z kraju ogarniętego wojną. Często robią to pod osłoną nocy, pomiędzy gradem kul. Przy akompaniamencie alarmowych syren, z rakietami, które najpierw przelatują im nad głowami, by chwilę później zniszczyć mir domowego ogniska.
Uciekają żeby chronić swoje dzieci. Sam mam dwójkę i nawet nie próbuję sobie wyobrazić sytuacji, w której coś im zagraża. Wciąż mam przed oczami zdjęcie nastoletniej Poliny. Dziewczyna zginęła od kul rosyjskich żołnierzy. W samochodzie zginęli też jej rodzice. W momencie kiedy piszę ten tekst, dotarła do mnie informacja, że w szpitalu zmarł jej 5-letni brat. W innym szpitalu wciąż o życie walczy jej 13-letnia siostra. Dziennikarze mówią, że nie wie, o tym, że została sama na świecie. Lekarze wciąż nie wiedzą czy dziewczynka przeżyje.
Myślę o tym i o ludziach, którym udało się opuścić Ukrainę. Część z nich jedzie do Wałbrzycha. Dlaczego nawiązuję właśnie do tego? Otóż w najbliższy weekend w Hali Wałbrzyskich Mistrzów miał się odbyć półfinałowy turniej barażowy. Miały w nim wystąpić nasze siatkarki. Mieliśmy cieszyć sportowym świętem. Dziś na parkiecie pojawiły się dywaniki, łóżka, koce, śpiwory. W jednym z rogów przygotowano kącik dla dzieci. Na trybunach w termosach grzała się woda.
Ktoś rozkładał inne rzeczy. Wszyscy się spieszyli. Wszyscy byli smutni. Ktoś stwierdził, że świat zwariował, że hala sportowa powinna służyć do czegoś innego. W powietrzu czuć było napięcie. Na koniec, gdy wychodziłem, ktoś jednak zmusił się do uśmiechu i pożegnał mnie słowami: „Głowa do góry. Będzie dobrze”.
JZ
zdjęcie: pixabay