Brazylijczycy chcieli by Polska zrobiła Argentynie Meksyk i wyrzuciła ją z turnieju. Trochę mnie to rozbawiło, ale… Swoją drogą Katar okazał się miejscem, gdzie doświadczamy wielu ciekawych i niekoniecznie zdrowych rzeczy. A to policja moralności podepta flagę brazylijskiego stanu. A to australijski kibic powie na wizji, że przecież ku..a wódkę się pije.
W trakcie mundialu popadamy ze skrajności w skrajność. Część Dohy gdzie mieszkają nasi zawodnicy jest oczywiście luksusowa. Wystarczy jednak pospacerować sobie w pewnym zakazanym kierunku by po 20 minutach być już w tej biedniejszej części miasta i wiecie co? Ona wcale się nie różni od tych ”wspaniałych” wiosek kibiców, którzy przyjechali dopingować swoje reprezentacje.
Zarówno tu i tu mamy do czynienia z blokami ala kontenery. Zapewne i tu i tu lubią psuć się klimatyzacje. Część z nich to być może nawet i mają taki sam metraż. W jednym z przypadków kibic z Antypodów pokazał, że na stoliku mieści się tylko miska na zupkę chińską. Kłopot w tym, że ów kibic nie miał gdzie postawić nóg. Za pobyt w luksusowym baraku zapłacił jak za pokój w pięciogwiazdkowym hotelu. Szybko postanowił wrócić do domu.
Innym fanom zaginęły bagaże. Tak nie dotarły na lotnisko docelowe i wróciły do miejsca początku podróży. Pech chciał, że spotkało to Polaków. Ich rzeczy, częściowo też pieniądze, dokumenty wróciły do Warszawy i tam będą czekać na właścicieli, którzy teraz nie wiedzą co mają robić. Iść na mecz czy może martwić się nad losem jaki ich spotkał. Szalików, farbek, czapek z orzełkiem w Katarze przecież nie kupią. Nawet jeśli zdarzy się cud i coś takiego znajdą, to czy będą mieli czym zapłacić? Dobrze, że chociaż bilety były w obie strony.