Studio Espresso gościło w Restauracji Pod Lwami w Szczawnie-Zdroju
Espresso z Marcelem Kambr
z muzykiem, kompozytorem, gitarzystą i wokalistą rozmawiał Paweł Szpur
Zanim zaczniemy rozmawiać o tym, co tworzysz – wróćmy do czasów dzieciństwa. Skąd miłość
do gitary?
Dziadkowie ze strony mojego taty przyjechali z Francji jako repatrianci. Klimaty muzyczne były.
Natomiast gitara pojawiła się około 8 roku życia, a to zasługa głównie wujka, który przyniósł tę gitarę do nas do domu. Zawsze mi się to podobało i chciałem wówczas grać na gitarze. To jednak nie było takie proste, gitara była duża, a dziecko było małe, ale gitara nie rosła, a dziecko tak. Po jakimś czasie zacząłem dawać sobie radę.
Przejdźmy zatem do twoich utworów. Komponujesz, tworzysz, piszesz teksty. Skąd czerpiesz
inspiracje i co przekazujesz w swoich tekstach?
Ja się przyznam, że nie piszę ich dla słuchaczy, ja je piszę dla siebie, bo taką mam wewnętrzną
potrzebę. To jest troszeczkę jak zawór bezpieczeństwa. Jak mam ciśnienie zewnętrzne to uchodzi ze
mnie w postaci tekstów, tudzież piosenki, jakiegoś riffu. Tak to wygląda w praktyce.
Często czytelnicy mają ochotę dowiedzieć się, jak to u twórcy wygląda – łączenie tekstu i
melodii. Jak to jest w twoim przypadku?
Harmonię utworu chwytam intuicyjnie, czyli zgodność frazy muzycznej i kawałka tekstu. Troszkę
praktyki, przede wszystkim praktyka i praca nad tekstem, nad muzyką nad harmoniami. To daje efekt. Oczywiście wieczne poprawianie. Przyznam się, że żadnej piosenki nie uważam nadal za skończoną. Chociaż wielu płyt CD dawno już nie ma, one są poza mną, wracam czasami do nich przypadkiem, ale to naprawdę przypadkiem. Dzisiaj każdą z tych piosenek, która powstała kilkanaście lat temu, kilka lat temu czy nawet dwa lata temu, napisałbym inaczej.
Wspomniałeś o płytach, wydałeś ich kilka, między innymi: Dotyk, Ronin. Czym one się różnią?
Według mnie niewiele się różnią względem siebie. Ponieważ wciąż piszę w ten sam sposób. Nie
szukam i nie eksperymentuję w jakiś sposób szczególny. Nie szukam nowych rozwiązań, bo te
rozwiązania, które wypracowałem przez lata generalnie mnie zadowalają i powodują moją
rozpoznawalność.
Rozmawiamy o tworzeniu płyt, ale artysta dziś jest w social mediach. Czy bycie w social
mediach pomaga artyście w kontakcie z publicznością?
Nie przeszkadza. Przede wszystkim nie przeszkadza. Jest nas tak wielu – i w mediach jest nas taki
ogrom, ogrom materiału muzyki i tekstu, że to nie jest narzędzie, które decyduje o czymkolwiek. Ale z drugiej strony jeżeli kogoś nie ma w social mediach – to nie ma go w ogóle.
To jak powstają płyty? Czy dziś konieczne jest studio? Czy kompozytor i autor może poradzić
sobie bez wielkich pieniędzy i studia?
To jest wielkie szczęście, że rozwój technologii internetowych, komputerowych spowodował, że
praktycznie każdy z nas może produkować muzykę, jeżeli będzie miał taką wewnętrzną potrzebę. Nie jest to też kosztowne, poza samym już aktem produkcji płyty przez firmę fonograficzną. Natomiast samo zarejestrowanie i obróbka, mastering – można się tego nauczyć i naprawdę po dwóch latach praktyki każdy jest w stanie opanować tą sztukę. Ja naprawdę widziałem przypadki, gdzie osoby, które całkowicie uważały siebie za niezdolne do takich czynności w tej chwili osiągają znakomite wyniki.
Z kim najlepiej ci się tworzy? Z muzykami, poetami?
Zdarza się, że popełniam muzykę do tekstów wałbrzyskiej poetki i malarki Barbary Malinowskiej, którą przed laty spotkałem w galerii na piętrze katolickiego stowarzyszenia Civitas Christiana w wałbrzyskim Rynku. Tam trafiłem na jej wernisaż, potem okazało się, że Basia pisze i tak zaczęliśmy się spotykać. Później zupełnym przypadkiem kilka tekstów zamieniło się w piosenki i tak zostało nam do dnia dzisiejszego. Najwięcej oczywiście robiłem muzyki dla niej, ale również dla Zbyszka Szczubła, to satyryk będący obecnie poza granicami.
Dziękuję za rozmowę.
W dalszej części wywiadu nasz gość opowiada również o instrumentach, a także o tym po których autorów muzycznych sięga najchętniej.